Witamy wszystkich
;) Jako że Stany były naszym marzeniem podróżniczym od dłuższego czasu, postaram się przedstawić relację z naszego wyjazdu, który odbył się od 04-24 kwietnia tego roku. Całe zestawienie kosztów wrzucę na samym końcu. Miłego czytania: (napotrzebyrelacji) Tom i Nataszka
Na zakup biletów zdecydowaliśmy się w grudniu z okazji promocji KLM. Lot Waw-Ams-SF i powrót na tej samej trasie 1750zł/os. Dobrym pomysłem na odłożenie kilku groszy przed podróżą było wrzucanie do świnki wszelkiego bilonu który nam zostawał z zakupów. Tym sposobem uzbieraliśmy 1855zł, co prawie pokryło nam koszt wynajmu samochodu
;)
No to zaczynamy
Dzień 1. Plan był taki, żeby nie spać całą noc przed lotem (wylot z Wawy był o 6 rano), a sen nadrobić w czasie lotu do SF i tym samym zmniejszyć objawy jet laga. Zapobiegawczo nastawiliśmy budzik w tel na godz.2:30, o 3:30 mieliśmy zamówioną taksówkę na lotnisko. No i cóż...oko się przymknęło, budzika nie słyszeliśmy (Nataszka twierdzi, że go wyłączyliśmy, ale kto o zdrowych zmysłach by wyłączał budzik i szedł dalej spać
:P ), za to intuicja obudziła nas 5min po tym, jak korporacja napisała smsa, że taksówkarz czeka na dole! Szybki telefon że zaspaliśmy i żeby poczekał 15min. W tym czasie zdążyłem się jeszcze ogolić, Nataszka robiła makijaż w drodze na lotnisko
;)
Sam lot do Amsterdamu przebiegł już spokojnie i bez niepotrzebnych nerwów, tak samo jak drugi lot z Ams do SF.W SF wylądowaliśmy planowo o 11:45, California powitała nas pięknym słońcem i cudowną pogodą. Obraz ten trochę zmieniło dwugodzinne czekanie w kolejce do immigration i (wynikający z tego?) brak możliwości wyboru samochodu - na parkingu wypożyczalni w wybranej klasie stały tylko 3 z czego w 2 już byli klienci. No dobra, bierzemy co jest - Nissan Senatra.
Przed przylotem do Stanów nie mieliśmy zarezerwowanego ani jednego hotelu, więc po odebraniu samochodu od razu skierowaliśmy się w stronę Hwy 1. Naszym celem było Monterey. Po przyjeździe sprawdziliśmy ceny pobliskich hoteli, wybór padł na Padre Oaks Inn za $73. Jeszcze tylko szybki spacer po piwko i spać
;)
Dzień 2. Wstaliśmy wcześnie rano, bo na koniec dnia chcieliśmy dojechać do Santa Barbara. Szybkie śniadanie i w drogę. Z wcześniejszych relacji wiedzieliśmy, że tego dnia będziemy jechać przepiękną drogą, ale to co widzieliśmy na własne oczy przeszło nasze oczekiwania.
Co chwilę zatrzymywaliśmy się i podziwialiśmy takie widoki. Oboje stwierdziliśmy, że duże uznanie należy się osobom które tą drogę budowały
;) Na fali pozytywnych emocji zmodyfikowaliśmy nasz plan podróży po raz pierwszy i za namową Nataszki zapadła decyzja - jedziemy do LA. Tego dnia pokonaliśmy trochę kilometrów, ale udało się dojechać na nocleg pod obrzeża Miasta Aniołów - dzielnica North Hills, hotel Travel Inn $70
Dzień 3. Tego dnia mała powtórka z rozrywki czyli wczesna pobudka i w drogę żeby uniknąć stania w porannych korkach. Mimo, iż wyjeżdżaliśmy z hotelu o 6 rano, to ruch na drodze i tak był olbrzymi. Kierunek Santa Monica
;) Zaparkowaliśmy przy wybrzeżu i poszliśmy na spacer
Będąc już w LA nie mogliśmy przegapić miejsca, gdzie kręcili nasz serial z młodzieńczych lat i troszkę pokręcić się bo Beverly Hills
Jako że Los Angeles nie było naszym must see tylko spontaniczną decyzją, ruszyliśmy dalej w kierunku starej road 66Jak tylko wyjechaliśmy z LA i przekroczyliśmy granicę stanu, Arizona powitała nas zupełnie innym krajobrazem, przestrzenią, i znikomym ruchem na drodze
;) Pierwszym miasteczkiem które odwiedziliśmy było Ghost town - Oatman. Obecnie opanowane przez dzikie osiołki, a w XIX wieku przez poszukiwaczy złota i górników.
Dalej starą route 66 do Kingman, gdzie na każdym kroku czuć i widać historię tej drogi.
Nocleg EconoLodge $55
Dzień 4.
Plan na dzisiaj był taki - zwiedzić Seligman a na koniec dnia dojechać do Grand Canyon i znaleźć nocleg. Seligman dla mnie chyba najładniejsze jeśli chodzi o route 66. W samym parku mieliśmy dużo szczęścia, ponieważ pomimo braku rezerwacji, Nataszka namówiła mnie żebyśmy podjechali na campground zapytać o miejsce. Ku naszej radości, a mniejszemu zadowoleniu osób stojących za nami w kolejce udało się i dostaliśmy ostatnie wolne miejsce
;) Mając już nocleg, podjechaliśmy na punkty widokowe, a widoki były cudne.
Dzień 5.
Spakowaliśmy swoje manatki, wrzuciliśmy do plecaków kanapki, zapas wody i ruszyliśmy podbijać GC. Celem na dziś był plateau point. Tego dnia zrobiliśmy też najwięcej km na piechotę, bo aż 28
;) a na sam koniec dojechaliśmy do Page na nocleg. To był baaardzo intensywny dzień
;)
Dzień 6.
Tego dnia mieliśmy w planie Horseshoe Bend i Monument Valley. Po szybkim śniadaniu wsiedliśmy w samochód, a po kilku minutach jazdy i i przejściu piaszczystej drogi ukazał nam się taki widok.
Mimo, iż jest to miejsce gdzie nie robi się kilometrów na szlakach, to można spędzić tam kilka godzin napawając się pięknem tego miejsca. Następnie odwiedziliśmy Glen Canyon Dam i ruszyliśmy w kierunku rezerwatu Indian.
Po dojechaniu na miejsce, przy wjeździe dowiedzieliśmy się, że jest już za późno żeby wjechać na szlak samochodem (a byliśmy o godz.17) i jak chcemy to możemy przyjechać jutro
:o Jako że mieliśmy dzień zapasu w stosunku do naszego planu podróży postanowiliśmy znaleźć nocleg i wrócić tu nast. dnia. Ceny noclegów dużo pow. $100, ale ostatecznie zaparkowaliśmy na RV Park w Bluff. Za cenę $22 łazienka z prysznicem, wifi i piękne gwiazdy na niebie
;)
Dzień 7.
Rano spakowaliśmy nasze rzeczy i wróciliśmy do MV.
Wiele osób będąc tak blisko nie decyduje się zapłacić $20 i wjechać na teren rezerwatu - myślę że to duży błąd
;) Mając na zegarku dobry czas, zapadła decyzja - zmieniamy stan. Jedziemy do Colorado do Mesa Verde. Nowy stan, nowy krajobraz. Szaro, chłodniej, ale więcej roślin. A tu już osiedla mieszkalne w ścianie kanionu, w których mieszkali Indianie VI-XIV w.
Na nocleg pojechaliśmy do Monticello, Canyonlands Motor Inn $62
Cześć
;) Dzięki! Jaki ten nasz świat mały
:) Mamy nadzieję, że wasz wyjazd był równie udany, będzie relacja?
:D Pozdrawiamy z Warszawy i być może do zobaczenia?
;)
Wyjazd fajny, choć trochę przesadzony z ilością km. Zważywszy, że już dwa lata zbieram się do opisania Kalifornii, to nie wróżę sobie szybkiego opisu z obecnej wyprawy
:lol:
Jako że Stany były naszym marzeniem podróżniczym od dłuższego czasu, postaram się przedstawić relację z naszego wyjazdu, który odbył się od 04-24 kwietnia tego roku. Całe zestawienie kosztów wrzucę na samym końcu. Miłego czytania: (napotrzebyrelacji) Tom i Nataszka
Na zakup biletów zdecydowaliśmy się w grudniu z okazji promocji KLM. Lot Waw-Ams-SF i powrót na tej samej trasie 1750zł/os. Dobrym pomysłem na odłożenie kilku groszy przed podróżą było wrzucanie do świnki wszelkiego bilonu który nam zostawał z zakupów. Tym sposobem uzbieraliśmy 1855zł, co prawie pokryło nam koszt wynajmu samochodu ;)
No to zaczynamy
Dzień 1.
Plan był taki, żeby nie spać całą noc przed lotem (wylot z Wawy był o 6 rano), a sen nadrobić w czasie lotu do SF i tym samym zmniejszyć objawy jet laga. Zapobiegawczo nastawiliśmy budzik w tel na godz.2:30, o 3:30 mieliśmy zamówioną taksówkę na lotnisko. No i cóż...oko się przymknęło, budzika nie słyszeliśmy (Nataszka twierdzi, że go wyłączyliśmy, ale kto o zdrowych zmysłach by wyłączał budzik i szedł dalej spać :P ), za to intuicja obudziła nas 5min po tym, jak korporacja napisała smsa, że taksówkarz czeka na dole! Szybki telefon że zaspaliśmy i żeby poczekał 15min. W tym czasie zdążyłem się jeszcze ogolić, Nataszka robiła makijaż w drodze na lotnisko ;)
Sam lot do Amsterdamu przebiegł już spokojnie i bez niepotrzebnych nerwów, tak samo jak drugi lot z Ams do SF.W SF wylądowaliśmy planowo o 11:45, California powitała nas pięknym słońcem i cudowną pogodą. Obraz ten trochę zmieniło dwugodzinne czekanie w kolejce do immigration i (wynikający z tego?) brak możliwości wyboru samochodu - na parkingu wypożyczalni w wybranej klasie stały tylko 3 z czego w 2 już byli klienci. No dobra, bierzemy co jest - Nissan Senatra.
Przed przylotem do Stanów nie mieliśmy zarezerwowanego ani jednego hotelu, więc po odebraniu samochodu od razu skierowaliśmy się w stronę Hwy 1. Naszym celem było Monterey. Po przyjeździe sprawdziliśmy ceny pobliskich hoteli, wybór padł na Padre Oaks Inn za $73. Jeszcze tylko szybki spacer po piwko i spać ;)
Dzień 2.
Wstaliśmy wcześnie rano, bo na koniec dnia chcieliśmy dojechać do Santa Barbara. Szybkie śniadanie i w drogę. Z wcześniejszych relacji wiedzieliśmy, że tego dnia będziemy jechać przepiękną drogą, ale to co widzieliśmy na własne oczy przeszło nasze oczekiwania.
Co chwilę zatrzymywaliśmy się i podziwialiśmy takie widoki. Oboje stwierdziliśmy, że duże uznanie należy się osobom które tą drogę budowały ;)
Na fali pozytywnych emocji zmodyfikowaliśmy nasz plan podróży po raz pierwszy i za namową Nataszki zapadła decyzja - jedziemy do LA. Tego dnia pokonaliśmy trochę kilometrów, ale udało się dojechać na nocleg pod obrzeża Miasta Aniołów - dzielnica North Hills, hotel Travel Inn $70
Dzień 3.
Tego dnia mała powtórka z rozrywki czyli wczesna pobudka i w drogę żeby uniknąć stania w porannych korkach. Mimo, iż wyjeżdżaliśmy z hotelu o 6 rano, to ruch na drodze i tak był olbrzymi. Kierunek Santa Monica ;)
Zaparkowaliśmy przy wybrzeżu i poszliśmy na spacer
Będąc już w LA nie mogliśmy przegapić miejsca, gdzie kręcili nasz serial z młodzieńczych lat i troszkę pokręcić się bo Beverly Hills
Jako że Los Angeles nie było naszym must see tylko spontaniczną decyzją, ruszyliśmy dalej w kierunku starej road 66Jak tylko wyjechaliśmy z LA i przekroczyliśmy granicę stanu, Arizona powitała nas zupełnie innym krajobrazem, przestrzenią, i znikomym ruchem na drodze ;) Pierwszym miasteczkiem które odwiedziliśmy było Ghost town - Oatman. Obecnie opanowane przez dzikie osiołki, a w XIX wieku przez poszukiwaczy złota i górników.
Dalej starą route 66 do Kingman, gdzie na każdym kroku czuć i widać historię tej drogi.
Nocleg EconoLodge $55
Dzień 4.
Plan na dzisiaj był taki - zwiedzić Seligman a na koniec dnia dojechać do Grand Canyon i znaleźć nocleg. Seligman dla mnie chyba najładniejsze jeśli chodzi o route 66. W samym parku mieliśmy dużo szczęścia, ponieważ pomimo braku rezerwacji, Nataszka namówiła mnie żebyśmy podjechali na campground zapytać o miejsce. Ku naszej radości, a mniejszemu zadowoleniu osób stojących za nami w kolejce udało się i dostaliśmy ostatnie wolne miejsce ;) Mając już nocleg, podjechaliśmy na punkty widokowe, a widoki były cudne.
Dzień 5.
Spakowaliśmy swoje manatki, wrzuciliśmy do plecaków kanapki, zapas wody i ruszyliśmy podbijać GC. Celem na dziś był plateau point. Tego dnia zrobiliśmy też najwięcej km na piechotę, bo aż 28 ;) a na sam koniec dojechaliśmy do Page na nocleg. To był baaardzo intensywny dzień ;)
Dzień 6.
Tego dnia mieliśmy w planie Horseshoe Bend i Monument Valley. Po szybkim śniadaniu wsiedliśmy w samochód, a po kilku minutach jazdy i i przejściu piaszczystej drogi ukazał nam się taki widok.
Mimo, iż jest to miejsce gdzie nie robi się kilometrów na szlakach, to można spędzić tam kilka godzin napawając się pięknem tego miejsca. Następnie odwiedziliśmy Glen Canyon Dam i ruszyliśmy w kierunku rezerwatu Indian.
Po dojechaniu na miejsce, przy wjeździe dowiedzieliśmy się, że jest już za późno żeby wjechać na szlak samochodem (a byliśmy o godz.17) i jak chcemy to możemy przyjechać jutro :o Jako że mieliśmy dzień zapasu w stosunku do naszego planu podróży postanowiliśmy znaleźć nocleg i wrócić tu nast. dnia. Ceny noclegów dużo pow. $100, ale ostatecznie zaparkowaliśmy na RV Park w Bluff. Za cenę $22 łazienka z prysznicem, wifi i piękne gwiazdy na niebie ;)
Dzień 7.
Rano spakowaliśmy nasze rzeczy i wróciliśmy do MV.
Wiele osób będąc tak blisko nie decyduje się zapłacić $20 i wjechać na teren rezerwatu - myślę że to duży błąd ;)
Mając na zegarku dobry czas, zapadła decyzja - zmieniamy stan. Jedziemy do Colorado do Mesa Verde.
Nowy stan, nowy krajobraz. Szaro, chłodniej, ale więcej roślin. A tu już osiedla mieszkalne w ścianie kanionu, w których mieszkali Indianie VI-XIV w.
Na nocleg pojechaliśmy do Monticello, Canyonlands Motor Inn $62